Świadectwo

Paszyn_WawaCzterdzieści lat minęło jak pół dnia i zmierza ku wielkiej, obfitej uczcie Pana, ku wieczerzy i blasku chwały Zmartwychwstania.

Życie zaczyna się po czterdziestce… Dlatego chciałbym podzielić się z Wami ponownie świadectwem mojego powołania ku prawdzie do Miłości!

Bo wielu z Was nie żyje swoim życiem tzn. nie dostrzega belki (winy, ułomności, grzechu) w swoim oku, ale żyje sensacjami, życiem innych ludzi, szybko dostrzegając nawet najmniejszą drzazgę (jakikolwiek błąd czy potknięcie). Czyż sprawia Wam to radość i prowadzi Was ku dobru?  Nie tędy droga!

Jak już kiedyś pisałem, urodziłem się dokładnie 40 lat temu, 10 kwietnia 1976 roku, przyszedłem jako wielka niespodzianka moich rodziców: mamie (44l.) i tacie (46l.)  Ich wierna i ofiarna miłość ku sobie i ku Bogu od najmłodszych lat uczyła mnie kochać. Cierpienie ojca (spowodowane wypadkiem przed moim urodzeniem) uczyło mnie cierpliwości i pokory, a całe moje myśli biegły ku Bogu, który mnie pociągał swoim Słowem w Piśmie Świętym. Jako kilkuletni chłopak, zaczytany Biblią pragnąłem, by poznać Tego, który cały czas chowa się przede mną. Od najmłodszych lat służyłem jako ministrant w swojej franciszkańskiej parafii, w której poznawałem charyzmaty św. Franciszka z Asyżu, zakon i jego braci. Na wakacjach w okresie szkoły podstawowej jeździłem co roku z moją mamą w jej rodzinne strony, w okolice Starego Sącza. Tam w przepięknej i malowniczej scenerii nad Dunajcem poznawałem pośród przyrody Tego, który mnie coraz bardziej urzekał, którego odkrywałem w lekturze Pisma Świętego i Eucharystii. Przychodził do mnie i uczył mnie, objaśniał mi to, co nie rozumiałem, ukazywał swoją miłość do mnie. To pierwszy Bóg ukochał mnie zanim ja przyszedłem na świat. To On dał mi łaskę wiary, a dzięki Duchowi Świętemu mogłem dzielić się Jego Słowem pośród innych. Z radością brałem Biblię i chodziłem po różnych sąsiadach, gdzie  dzieliłem się tym poznanym Słowem Bożym, tą Wielką Miłością, która nie jest poznana i nie jest kochana przez wielu ludzi. A oni o dziesiątki lat starsi ode mnie, setki razy bogatsi w doświadczenia o dziwo z zaciekawieniem słuchali mnie jako jedynasto, dwunasto czy trzynastoletniego  chłopca. Zawsze mnie uprzejmie przyjmowali i gościli.

Pewnego pięknego, pogodnego, letniego dnia przyszedł do mnie Ten, którego szukałem, który mnie urzekł i zauroczył, a którego chciałem najbardziej poznać.  Przyszedł i obdarzył mnie swoimi darami.  Moje żarliwe, młode, gwałtowne i czyste serce pragnęło tylko jednego – Miłości.

 Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,  stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką  wiarę, tak iżbym góry przenosił.
a miłości bym nie miał, byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie  lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego,
nie unosi się gniewem, nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje, nie jest jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie.
Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy.
Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe.
Gdy byłem dzieckiem,
mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko,
myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego, co dziecięce.
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
wtedy zaś zobaczymy twarzą w twarz:
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy:
z nich zaś największa jest miłość. /1Kor 13/

Jednak im starszy byłem to coraz bardziej przychodziła pokusa wstydu czy zniechęcenia. A Bóg dalej uczył mnie swoim Słowem.

Jeśli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swą duszę na doświadczenie /Syr 2,1/

Nie wiedziałem wtedy jako mały chłopiec, o jakie doświadczenie chodzi. Ale byłem gotowy na wszystko, byle tylko i tylko On mnie prowadził, zaufałem całkowicie tej Miłości, która coraz bardziej odsłaniała mi dobro i zło, ukazywała mi różnorakie pokusy, którymi pomysłodawcami był sam szatan. Wiedziałem, że nie ma nic poza pełnym dobrem, Bogiem w Jezusie Chrystusie i pełnym jego brakiem, złem pochodzącym do Złego ducha, nieprzyjaciela natury i całego stworzenia. To doświadczenie mojej słabości, nauczyło mnie pokory i mocniej skierowało mój wzrok ku Chrystusowi Zmartwychwstałemu, by jeszcze więcej spotęgować chwałę Boga i miłość do Niego. Jak zacząłem dojrzewać zaczęły ukazywać się pokusy cielesne oraz odkrywałem pośród ludzi podstęp i obłudę. Jednak dalej pragnąłem iść śladami Jezusa. Wtedy odkryłem, że najbardziej bliskim Ewangelii jest Zakon Franciszkański. Charyzmaty Franciszka z Asyżu w oparciu o braterstwo, czystość, posłuszeństwo i ubóstwo były wtedy wg mnie jedyną drogą, na której mogłem choć w części odwzajemnić miłość Boga przez Jezusa do mnie. Po skończeniu katolickiego, franciszkańskiego liceum, po wakacjach które spędziłem u mojego brata i moich sióstr w Kanadzie, w czystości swego serca i ciała wstąpiłem do Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych w Krakowie. Wtedy zacząłem dokładnie i dobitnie rozumieć o jakie chodziło przygotowanie mej duszy na doświadczenie. Gdy pojawiła się pierwsza dwójka w moim wieku, charyzmaty zakonne straciły swój wydźwięk, element grzeszności człowieka przeważał niż jakieś ideały i pragnienia. Coraz więcej mnie odpychało niż przyciągało do sposobu życia zakonnego. Słowa a życie rozmijało się. A Chrystus był cały czas ze mną i ukazywał mi życie swoje i innych, pełne grzechu niewierności wobec rad ewangelicznych (czystości, posłuszeństwa i ubóstwa).

Moja otwartość, szczerość i radość życia nie spotkały się z przychylnością wielu współbraci, ale kobiet, które On stawiał mi na mojej drodze. A ja całe swoje życie chciałem poświęcić Jemu i nauce o Nim, o naszej wspólnej miłości i wędrówce. Pragnąłem jak w chłopięcych latach przybliżać ludziom Jego postać, Jego nieskończoną miłość do nas. Chodziłem często na różne otwarte wykłady na Uniwersytecie Jagielońskim czy bardzo często i cyklicznie do Biblioteki Jagiellońskiej. I tam poznałem pierwszą dziewczynę, studentkę UJ – Katarzynę, która z czasem stała się częścią mojej miłości. Byłem rozdarty i bezradny. Cała moja pewność siebie z lat poprzednich legła w gruzach. Mój intelekt, całe rozumowanie nabrało innej jakości. Cóż ja przeżywałem przez wiele miesięcy, Bóg jedynie wie. Ileż nocy w łóżku a ile w kaplicy. Dwa światy. Ileż modlitw i wołań „Panie moje ciało płonie a moja świeca dymi!”.  Zadawałem wiele pytań innym współbraciom w Zakonie, chodziłem do przełożonego, ojca duchownego, rektora i innych o pomoc. Na moje pytania, wątpliwości, jak radzą sobie z seksualnością, ze ślubem czystości, nikt nie umiał mi wytłumaczyć, dać świadectwo pełne prawdy i miłości, najczęściej słyszałem „każdy sobie jakoś z tym radzi”.  A ja sobie nie radzę, jestem całkowicie bezradny, bo coraz więcej kobiet wokół mnie: studentki, siostry zakonne. Dlaczego? A ja nie chciałem żyć w kłamstwie, w grzechu, nie chciałem być hipokrytą. Wszystko robiłem, żeby zaprzestać. Zrywania, zaprzestanie spotkań, co tygodniowa spowiedź, cykliczna i częsta wizyta u różnych ojców duchowych w klasztorze Kamedułów czy innych nie pomagało.

Bóg ukazywał mi moje braki, a szatan szydził ze mnie. Czyż tak miała wyglądać moja miłość do Niego? Moje wyobrażenia z młodości stały się niepojęte. Wyrzucałem sobie, że mogłem prosić Boga nie o dar miłości, ale o dar życia w czystości, posłuszeństwie i ubóstwie. Wtedy przyszedł do mnie i powiedział „pragnę Cię, takim jakim jesteś”.  Cała moja wiedza, moja mądrość stała się moją głupotą. Zostałem całkowicie ogołocony. Kolejne słowa „żyj moją wolą” kilka tygodni później urzeczywistniły się, kiedy śluby tymczasowe wygasły a Zakon przeniósł mnie na świeckie studia teologiczne. Ileż się wtedy z Nim wykłóciłem, zacząłem walczyć, wyć jak niemowlę o mleko. Zacząłem podważać wszystko, całe jego Słowo całym swym intelektem.  A On jeszcze bardziej był ze mną. Mówił mi „kocham Cię” i okazywał mi swą niespodziewaną miłość. Gdy podważyłem w swych wielu tezach ewolucjonizm i judeochrześcijaństwo, pozostała tylko Jego miłość. A ja tylko tego pragnąłem. Pragnąłem kochać szczerze całym sobą i być jeszcze mocniej kochanym. Po kilku latach przebywania w Krakowie i częstych wyjazdach po Europie i Ameryce Północnej. Wróciłem do Legnicy, do moich rodziców, do cierpiącego kochającego ojca, zerwawszy ze wszystkim, z Zakonem, ze wszystkimi kobietami, z całym swym doświadczeniem, by przeżyć kolejne doświadczenie. Ileż to nasłuchałem się nieprawdziwych i fałszywych zdań o mnie od ludzi, którzy chodzą do kościoła, od rodziny, która upatrzyła sobie we mnie baranka ofiarnego. To nie była ich miłość tylko egoizm. Nie umieli zrozumieć, że życie pełne miłości, pokoju i dobra jest tylko wtedy, kiedy człowiek pełni wolę samego Boga, samej Wielkiej Miłości.

Bóg nauczył mnie kochać każdego człowieka, nawet tego, który okazuje swą zazdrość, swą zawiść względem mnie. Nauczył mnie kochać każdego człowieka.

Dzięki Niemu niespodziewanie poznałem we „wrocławskiej szufladzie” kobietę mojego życia – Agnieszkę. Po pierwszym spotkaniu wróciwszy do hotelu prosiłem Go w modlitwie. Po roku w Boże Narodzenie, została moją żoną, to dzięki Niemu i dzięki niej mam cztery wspaniałe i niepowtarzalne córki, piękne stworzenia na Jego obraz i podobieństwo. Kobiety, które mnie otaczają swoją pięknością i miłością. Cóż mi pozostało, tylko je szalenie kochać i kochać.

Dziękuję Ci Panie, za moje kobiety, Ty mnie uraczyłeś największym szczęściem i pięknością. Nic nie ma piękniejszego niż ostateczny Twój wytwór całego stworzenia jakim jest kobieta. Ty mnie nauczyłeś, że kobieta jest o wiele godniejsza Twej miłości niż ja, że kobieta w niczym nie jest gorsza ode mnie, lecz upiększa i współtworzy życie.

Każdy z nas ma tylko jedno swoje życie, dzięki miłości przyszliśmy na świat, czynić go coraz piękniejszym i doskonalszym. Tę bezinteresowną miłość na początku daje nam sam Bóg (światłość przechadzająca się po pięknym i wspaniałym ogrodzie z drzewem życia i drzewem poznania dobra i zła – Eden). Daje nam tę miłość w naczyniu glinianym. Człowiek musi tę miłość pielęgnować, dbać o nią i nie może dopuścić do sytuacji, kiedy owe naczynie gliniane upadnie i rozleci się na drobne kawałki.  Bo miłość jest jak szklanka czy jak naczynie gliniane, która jak upadnie, rozpryśnie się na kawałki i nigdy sam nic nie zrobisz, aby uczynić ją taką samą.

Nie wierzysz w Boga, pełnię nieskończonej miłości?  To zróbmy eksperyment.

To weź szklankę  i upuść ją!   Zrobiłeś już to?!   Rozbiła się?  A teraz ją przeproś i zobacz czy się pozbiera?

Jeżeli kogoś kochasz, jesteś mu zwyczajnie wierny i to nie jest jakiś heroizm. Czy chciałabyś być żoną człowieka, który Ciebie zdradza fizycznie i duchowo jest z inną kobietą?

Skoro poznałem i doświadczyłem Jezusa Chrystusa w swoim życiu, w swojej młodości, jakże miałbym Go zdradzić, nie żyjąc Jego wolą?  Jakże miałbym ślubować jako zakonnik ślub czystości, posłuszeństwa i ubóstwa a nie żyć tą Miłością? Czyż kobieta stoi na przeszkodzie pomiędzy mną a Nim? A skądże!!! To dzięki kobiecie świat staje się piękniejszy, to dzięki niej nieustannie odkrywam bogactwo życia i doświadczenia miłości. To kobieta uzupełnia moje braki i czyni mnie pełnym dziedzicem miłości Boga w Jezusie Chrystusie. To kobietom najpierw ukazał się Zmartwychwstały, bo one były zawsze z Chrystusem, były wierne i stały pod Krzyżem Chrystusa! To Maria Magdalena, która jako pierwsza z ludzi doświadczyła przejścia ze śmierci, niewoli grzechu do życia, stała się wierną służebnicą Pana, Apostołem Miłości. To ona  jako pierwsza przeżyła najobficiej i najowocniej pełnię Paschy. Ona była z Chrystusem na Ostatniej Wieczerzy, ona była i stała pod Krzyżem, ona pierwsza pobiegła do grobu, ona jako pierwsza ujrzała blask chwały Pana Zmartwychwstałego! I jeszcze śmiesz wątpić i umniejszać rolę kobiety?! A może tylko patrzysz na kobietę przez swój egocentryzm, przez swoją pychę, która służy do zaspokojenia swoich doczesnych potrzeb wyuzdanych przez grzech? Nie żyj swoją wolą, nie popełniaj błędów przeszłości, ale całkowicie zaufaj Chrystusowi pełniąc Jego wolę.

Jeżeli umrzesz zanim umrzesz, to nie umrzesz kiedy umrzesz! Będziesz zmartwychwstały wiecznie! To jest chrześcijaństwo.

To zadanie dla każdego człowieka, który chce przeżyć pełnię Paschy. To czas umierania dla świata, dla swojego ego a życia tylko w Chrystusie. Czas gęstnieje i przyśpiesza. Jeżeli Polacy nie ogłoszą Królem Polski Jezusa Chrystusa a ludzie nie przyjmą Go do swojego serca i umysłu, nie zaczną żyć Jego wolą – zginą wiecznie!

/Wszystko, co piszę na swojej stronie paszyn.pl pochodzi z natchnienia od Tego, który mnie powołał i pierwszy mnie ukochał, bym był najszczęśliwszy żyjąc Jego wolą pośród moich kobiet. Nie służy to mojej chwale i wyróżnieniu mojej osoby, ale służeniu Wam i prowadzeniu Was ku Niemu. Większość artykułów piszę w nocy, w wolnej chwili, piszę niedoskonale, nieraz popełniam błędy, ale to wszystko piszę od serca, z miłości do Was, byście zakochali się w samym Jezusie Chrystusie, żyli prawdą i miłością, a wtedy cały świat zyska, nauka i wiedza stanie się łatwiejsza a życie prostsze i piękniejsze. Wtedy umysł zacznie rozumować rzeczy, które były przez wiele lat niepojęte./

Ojcze nasz,
któryś jest w niebie:
1) święć się imię Twoje,
2) przyjdź Królestwo Twoje,
3) bądź wola Twoja jako w niebie,
tak i na ziemi.
4) Chleba naszego powszedniego
daj nam dzisiaj.
5) I odpuść nam nasze winy,
jako i my odpuszczamy naszym winowajcom.
6) I nie wódź nas na pokuszenie,
ale nas zbaw ode złego.

Amen.

zob. wcześniejsze:  http://paszyn.pl/swiadectwo-wolnosci/

Otagowano , .Dodaj do zakładek Link.