Trochę o manipulacji …

Trzy krowy, biała, czarna i brązowa, wszystkie trzy dają te samo białe mleko, tylko czy na pewno ono jeszcze jest białe?

Trzy krowy, biała, czarna i brązowa, wszystkie trzy dają to samo białe mleko, tylko czy na pewno ono jeszcze jest białe?

Ostatnia prosta, pozostało kilkadziesiąt godzin kampanii. I nagle wszyscy rosną jak grzyby po deszczu. Pojawiają się znikąd. Pełno plakatów nowych twarzy. A w telewizji i radiu batalia. Jedni szukają poparcia drugich. Pojawia się coraz więcej katolików i obrońców rodzin i uciśnionych. Nadchodzi czas świętości.

Wmawiają nam – nie głosujcie na małe partie, bo to strata głosu. Wpajają nam sondaże wyborcze. Co drugi dzień zmieniają się jak w kalejdoskopie. Wszystkie na życzenie. Efekt ten sam, mają pozostać dalej ci sami? Ażeby wzbudzić napięcie wyborcze i skupić uwagę jedynie na jednej i tej samej rywalizacji od kilku lat. Wszystko musi być poukładane, począwszy od tworzenia list i układania miejsc a skończywszy na głosowaniu. Jakby mogli oddawaliby głosy za dzieci, rodzinę, a przede wszystkim za mnie i za Ciebie.

Chciałbym ten mój artykuł poświęcić manipulacji, która jest wokół nas, która nas osacza i przenika z różnych stron. Na pewno wiecie, że media to czwarta nieformalna władza, ale naprawdę to tylko najlepsze narzędzie w osiągnięciu celu. A manipulacja jest wszędzie, w mediach, w sklepach, w marketingu, w urzędach, w polityce, nawet w kościołach czy we wspólnotach religijnych czy sektach, wszędzie tam, gdzie chcą nam wcisnąć cokolwiek z korzyścią tylko dla samego siebie.  Jeszcze raz to samo zdanie powtórzę, bo jest to bardzo ważne. Manipulacja jest wszędzie tam, gdzie chcą nam wpoić cokolwiek z korzyścią tylko dla samego siebie, by mniej świadomie działać na ich życzenie. A mało kto wie, że Paszyna to ulubiona dziedzina.  Żeby nie poddać się manipulacji, trzeba dobrze poznać ją od środka i dotrzeć do źródła. Akurat w Krakowie zajmowałem się tematami związanymi z całą maścią szarlatanerii w różnych formach, począwszy od głupoty ludzkiej, naiwności a skończywszy na opętaniu i zniewoleniu człowieka przez szatana. Przez kilka lat zajmowałem się różnymi formami manipulacji, homeopatii, parapsychologii, szczególnie astrologii i doświadczałem jak wielkie zło wyrządza się ludziom. Wykształcenie czy pochodzenie tu nie odgrywa żadnego znaczenia. Kiedyś poznałem znanego prof. fizyki, który zajmował się różdżkarstwem i nie umiał logicznie i racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego to robił. Bardzo łatwo można manipulować i sprzedawać wszystkim ludziom wszystko, co się chcę. Tylko za ile i po co?

Żeby to zrozumieć choć w części, to musimy przyjąć założenie i poprzez indukcję z wielu przesłanek dojść do tezy, a później przez dedukcję sami dojdziecie do wniosków.

Załóżmy, że Paszyn to szarlatan. Szarlatan mówiąc najprościej to oszust. Celem Paszyna jest posiąść to, czego Chrystus odmówił, będąc kuszony na pustyni. Zerknijmy szybko do Biblii – Ewangelii św. Mateusza 4,11

Wtedy Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła.
A gdy przepościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, odczuł w końcu głód.
Wtedy  przystąpił do niego kusiciel i rzekł do Niego:
– Jeżeli jesteś Synem Bożym, powiedz, aby te kamienie stały się chlebem.
A On odpowiedział:
– Napisano jest: Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych.
Wtedy wziął Go diabeł do miasta świętego i postawił go na szczycie świątyni.
I rzekł Mu:
-Jeżeli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, napisano bowiem: Aniołom swoim rozkaże o tobie, a na rękach nosić Cię będą, abyś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień.
Jezus mu rzekł:
-Napisane jest również: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego.
Znowu wziął go diabeł na bardzo wysoką górę i pokazał mu wszystkie królestwa świata oraz ich chwałę i przepych. I rzekł mu:
-Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon.
Wtedy rzekł mu Jezus:
-Idź precz, szatanie! Albowiem napisano: Panu Bogu swemu oddawać będziesz pokłon i tylko Jemu samemu służyć będziesz.
Wtedy opuścił Go diabeł, a aniołowie przystąpili i służyli Mu.

Trzy pokusy na pustyni były próbami, aby zwieść wierność Jezusa względem Boga na rzecz szatana. Jezus to Nowy Mojżesz. Starotestamentalne czterdziestoletnie wyjście (post) narodu wybranego zamienia się w czterdziestodniowe nowe wyjście z niewoli grzechu – trzech pokus, które są źródłem wszelkiego zła i manipulacji:

1. Pożądliwości ciała (chleb)
2. Pychy tego świata (władza)
3. Pożądliwości oczu (pokłon)

Wszystko to nie pochodzi od Stwórcy, a pomysłodawcą tego jest ojciec kłamstwa, który chce nas narazić na wieczne niebezpieczeństwo.
Czego oczekuje od nas Bóg? Bóg od nas oczekuje odwzajemnionej miłości i wierności. Gdyż w miłość wpisana jest wierność. Relacja pomiędzy Bogiem a człowiekiem jest odzwierciedlona w naturze pomiędzy mężczyzną i kobietą. Żadna kobieta nie chce być zdradzana i okłamywana przez mężczyznę i odwrotnie (to nie jest związane z żadną religią, wynika to z natury człowieka, który jest stworzony na obraz i podobieństwo Stwórcy). Dlatego konsekwencją świadomej zdrady Boga jest wegetacja (nie życie) poza Nim i wynikające z tego następstwa. Wszystkie te trzy pokusy oddalają poznanie człowieka od Boga i nie pozwalają przyjąć mu darów Ducha Św.

Powtórzymy jeszcze raz nasze założenie, że Paszyn to szarlatan. Celem Paszyna jest posiąść: całą pożądliwość oczu, pożądliwość ciała i pychę tego świata. One są źródłem wszelkiej manipulacji i oddalania każdego człowieka od prawdy i od samego Stwórcy. Każdy z nas jest poddawany próbie. Niestety wielu polega, ale jeszcze gorzej, że niektórzy z nas świadomie i z premedytacją postępują jako szarlatanerzy. Naszym mianownikiem w przesłankach będą właśnie te trzy pokusy, które łączą i przenikają się wzajemnie.

Świadomy wybór wiąże się z konsekwencjami, które to potęgują się wraz z upływem czasu. Celem Paszyna jest posiąść władzę i wszelkie dobra tego świata – założenie szarlatana. Jak je osiągnąć? Otóż  przedstawię jedną historię w osiągnięciu tych trzech pokus. Kiedyś jako kilkunastoletni chłopak stałem przed wyborem. Ale wtedy będąc w Asyżu na grobie Franciszka uświadomiłem i określiłem sobie cel w moim życiu, całkowicie odmienny niż ten światowy, wynikający z tych trzech pokus.

Pierwszy etap zaczyna się zawsze niewinnie od tzw. „zabawy w zapałki” – nie każde dziecko, które bawi się zapałkami spali się, ale potencjalnie lepiej nie igrać z ogniem. Każda matka i ojciec szybko zabierze dziecku zapałki, bo wie więcej i umie przewidzieć pewne tego konsekwencje.  Kłamstwo to jak „zabawa w zapałki”. A czy jest takie pojęcie „niewinne kłamstwo, a może kłamstewko”? Mówić co innego, a myśleć po swojemu. Mówić to, co innym się podoba, aby się innym przypodobać, nie sobie.  Przyjąć bezkrytycznie wszelkie teorie. Bardzo trudno zwrócić uwagę innym, a jeszcze trudniej tę uwagę przyjąć do samego siebie. Polityka czy religia to często jak pieczarnia, w której rosną pieczarki, szybko w odpowiednich warunkach dojdzie się do jakiejś pierwszej funkcji.  Żebym mógł zapewnić sobie odpowiednią władzę i stanowisko, najpierw bym się czymś wykazał, tak aby zjednać sobie przynajmniej kilka osób. Bo pośrednim celem szarlatana to nic nie robić, a wiele zarobić i mieć beztroskie życie. Starożytna zasad rządź i dziel byłaby tylko jedną z wielu metod w dojściu na szczyt doskonałości tych trzech pokus. Na początku wybrałbym kilka osób, jednym dobrze bym płacił (oczywiście nie swoimi pieniędzmi), przez to poznawałbym to nowych znajomych, ale też drugich przyłapywałbym na różnych wpadkach i kazałbym donosić na innych. Z czasem takimi prostymi metodami mógłbym szantażować wszystkimi i od siebie ich uzależniać. Robiłbym skrutynia i odpowiednio weryfikował. W taki sposób zacząłbym budować własną piramidę, której to wierzchołkami byłyby te trzy pokusy. Aby mieć silną władzę zapewnioną na dłuższy czas umieściłbym już swoich i sprawdzonych ludzi w różnych spółkach gminnych czy miejskich (płaciłbym oczywiście nie swoimi pieniędzmi, tylko z budżetu). Następnie bym awansował na jakiegoś włodarza miasta, dawałbym innym awanse i jeszcze lepiej im płacił (pieniędzmi publicznymi). Innych też bym awansował na prezesów, dyrektorów wielu różnych spółek miejskich czy krajowych. Oczywiście jeden na drugiego by donosił, a ja mógłbym ich cały czas szantażować. Myślałbym tylko o sobie i swojej przyszłości. Stad też utworzyłbym swój własny komitet wyborczy, a wszyscy moi ludzie co miesiąc, co dwa ze swojej pensji wpłacaliby ustalone kwoty na mój komitet, na moje fundacje. Uzależniałbym wszystkich od siebie. Dla postrachu zwalniałbym albo przenosiłbym w różne miejsca. Do wszystkich ludzi, a szczególnie w mediach uśmiechałbym się i z każdym podawałbym rękę, zjednując sobie coraz to nowych wyborców. Przecież dla wielu uścisk dłoni prezydenta czy prezesa, czy celebryty to tydzień rozpowiadania i chwalenia się innym. Weszłaby zasada – jeden uścisk dłoni, kilka głosów więcej. Oczywiście dla większości nic bym nie zrobił, a moje obietnice byłyby w znacznej mierze bez pokrycia. Stałbym się piewcą populizmu. Zawsze zwalałbym na opozycję czy na inne okoliczności. Podnosiłbym jak największe podatki czy opłaty tam, gdzie mógłbym. Zadłużałbym całe moje miasto czy mój kraj. Po to, aby wprowadzać kolejne podatki. Traktowałbym wszystkich przedmiotowo. Starałbym się, aby jak najmniej ludzi się rodziło. Ale swoim ludziom, myślącym podobnie, bym sowicie płacił z budżetu, aby mi dalej wpłacali na moje kampanie, fundacje czy inne charytatywne cele. Wygrywałbym każde następne wybory, mając uzbierane setki tysięcy czy miliony złotych. Miałbym już za sobą kilkaset osób, które tworzyłyby kolejne tysiące. Piramida by ruszyła, na razie z wolna. Ale nie wystarczyłoby mi to. Poszedłbym dalej, bo chciałbym coraz więcej mieć i mieć. Wierzchołki piramidy stawałyby się moim celem wzbijaniu się na szczyt. Znalazłbym się w centralnych władzach i w sposób podobny wszystkich bym od siebie uzależniał, miałbym już za sobą tysiące. Zadłużałbym wewnętrznie i zewnętrznie wszystko co się da, skłócałbym wszystkich, wprowadzałbym teorie spiskowe, aby jedni drugich podsycali i kłócili się wzajemnie.  Uzależniłbym jak najwięcej ludzi od tych trzech pokus i usunąłbym się w cień, aby jeszcze lepiej doskonalej pozyskiwać żądze tego świata. Zyskałbym miliony. Jedni drugich napędzaliby w uleganiu tych pokus. Miałbym swoich ludzi w każdej dziedzinie życia społecznego a przede wszystkim w mediach, które miałyby promować antywartości. Bo któż z ludzi nie chce dużo zarabiać a mało robić? Oni dalej tworzyliby łańcuszek i pod wspólnym mianownikiem wiedzieliby, co dalej robić. Powstawałyby nowe trendy w filozofii, nauce, kulturze, sztuce i religii. Celem wspólnym byłoby,  aby jak najwięcej ludzi odciągnąć od miłości Boga. Powoli i konsekwentnie realizowałbym ten plan z milionami, którzy ulegliby tym pokusom. Zyskałbym coraz większe bogactwa, to wszystko, czego Jezus odmówił. Ludzi traktowałbym przedmiotowo, nie liczyłbym się z prawami natury. Nawzajem by się wyniszczali, począwszy od aborcji aż do eutanazji i wzajemnego wyniszczania się fizycznego, psychicznego i duchowego. To, że każdy człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga i jest niepowtarzalnym odbiciem piękna Stwórcy, świątynią Ducha Świętego, szybko zamieniłbym w ewolucjonizm i propagowanie idei bez Boga, naturalistyczną koncepcją życia. Pustkę i niepowodzenia życiowe wypełnialiby alkoholem czy innymi używkami. Powstawałoby wiele książek, filmów i muzyki, które miałyby za cel zagłuszyć sumienie i zwrócić uwagę na to, co materialne i przyziemne. Naukowcy głosiliby tezy ewolucjonizmu i powstania czegoś z niczego. Byliby największymi magikami w historii nauki. Wszyscy uczyliby się o tym, a dzieciom dawałbym do zabawy dinozaury i różne gady czy zwierzęta żyjące nie kilka czy kilkanaście tysięcy lat temu, ale milionów czy miliardów, bo przecież milion lat w tą czy w tamtą stronę nie robi już tak dużej różnicy. Bo w końcu coś powstało z niczego. A nicość musi być bardzo odległa, żeby choć w ułamku mogła być zrozumiana. Zamiast krówki, pieska, kotka czy żabki dzieci miałyby w kolekcji same dino… . Inni byliby najprościej wyśmiewani i uważani za półgłówków. Bo ośmieszyć kogoś, to rzecz najprostsza. W każdych partiach miałbym swoich ludzi, którzy powoli i sukcesywnie mieliby dążyć do wzbogacania siebie kosztem innych płacących daninę. Inżynieria finansowa miałaby za cel wywoływać coraz to nowsze kryzysy, tak aby moje bogactwo potęgowało się. Lichwa i podatki stałyby się głównym źródłem moich dochodów.  Miałbym władzę i posiadał coraz większe dobra tego świata.  Za mną byłoby miliony nierobów społecznych czy kreatywnych inaczej. Ale cały czas miałbym za mało i dążyłbym do coraz jeszcze większego bogactwa. Poprzez odpowiednią kulturę wpajałbym konsumpcjonizm i egoizm społeczny. Tak, aby zwiększyć priorytet, filozofię słowa „mieć” niż „być”. Moi prawnicy tworzyliby prawo, które miałoby ułatwiać w rozbijaniu rodzin i wspierać patologię rodzinne. Rodzinę zamieniłbym w partnerstwo w różnych kombinacjach. A słowo „tolerancja” uczyniłbym świętym. Jak tu nie być tolerancyjny na zło? A gdzie jest granica dobra i zła? Relatywizm moralny i postępowy dalej zająłby się tym tematem. Celem byłoby  zatracenie  różnicy pomiędzy dobrem a złem.  A najlepszą sztuczką szatana, jest to, żeby ludzie myśleli, że go nie ma, że nie istnieje ojciec kłamstwa i źródło wszelkiego zła. Miałbym wiele ludzi w religiach i kościołach, oni dalej by tworzyli kolejne mity o piekle, ogniu i zastraszaniu wiernych. Te bajki miałyby jeszcze dalej oddalać ludzi od Boga albo sfałszować Jego obraz. Oni ze mną tworzyliby kolejną piramidę. Wielu by szło w struktury religijne, tak, aby ułożyć sobie dobre i spokojne gniazdko aż do swojej śmierci. Rywalizowaliby ze sobą o różne przywileje i kościelne funkcje. Purpura stawałaby się ich celem. Mieliby już wpojone, że np. biskupowi przecież nie wypada pojechać z innymi do aquaparku i popływać  czy też np. biskupowi nie wypada pojechać z młodzieżą na jakiś rajd rowerowy. Im większa godność tym dalej od ludzi. Biskupowi nie wypada robić przyziemnych rzeczy. Oni najlepiej wiedzieliby, co dalej robić. Celibat stałby się najbardziej strzeżonym nieformalnym dogmatem wiary.  A wszelkie dewiacje wynikające z jego stawałyby się najlepszą ścianą ogniową (firewallem) w dojściu człowieka do Bożej miłości. Gromadzenie bogactwa tego świata i wszelkich przyjemności, byłoby celem wynikającym właśnie z tych trzech pokus. Piramidy rosły by coraz większe, a wierzchołki byłyby opancerzone w same brylanty. Pierwszą świątynia ojca kłamstwa byłaby świątynia na wzór piramidy, a z trójkątów powstałyby kolejne symbole religijne. Wprowadziliby technologię miłosierdzia Bożego, ale przy tym nie mówiliby nic o grzechach przeciwko Duchowi Świętemu, które nie podlegają odpuszczeniu. Grzechy przeciwko Duchowi Świętemu skazują człowieka na bycie bez Boga i wynikają one z teorii poznania. Księża stawaliby się bardziej świeccy, niż ludzie nie chodzący do kościoła. Moda i kultura promowałaby nowoczesny styl chodzenia bez sutann czy habitów, a koloratka ułatwiałaby życie w przyznawaniu się lub też nie do samego Jezusa przed kolejnym codziennym wyborem tych pokus. Zamiast służyć wiernym, byliby kolejnymi budowniczymi kościołów i zajmowaliby się prowadzeniem wielu firm czy korporacji. Przemysł odpustowy byłby jednym ze źródeł dochodu. Politycy jedni by finansowali kościół a drudzy z nim walczyli. Ale wszyscy wiedzieliby co robić, bo ich wspólnym mianownikiem byłyby te trzy pokusy. Manipulacja non stop zapętlałaby się, tak aby zatracić wrażliwość i granicę pomiędzy dobrem a złem. Nie byłbym Żydem. Ale byłbym największym i ukrytym antysemitą tylko do jednej osoby, nienawidziłbym samego Jezusa, który odmówił ofertę szatana. Dlatego w świat puściłbym razem z nimi, mit o Żydach, że to Żydzi rządzą światem. Oni w moim imieniu zwalczaliby antysemityzm. Sami głosiliby go i sami by go chronili i zwalczali, pobierając przy tym wszelkie dotacje z różnych państw. Ruszyłaby kolejną pętla. A przecież być antysemitą to nie znaczy, że ktoś ma uprzedzenie do  Żydów, bo Semici to narody żyjące na Bliskim Wschodzie, Żydzi, Arabowie i wiele innych nacji. Ale wprowadzałbym nową i słuszną terminologię i znaczenie. Jako największy antysemita w stosunku do samego Jezusa wszelkimi metodami zwalczałbym Krzyż i Eucharystię. Moi ludzie robiliby różne parodie z krzyża, zabijaliby i gwałcili pod sztandarem krzyża. Symbol krzyża kazałbym usuwać i niszczyć, tylko dlatego, że na krzyżu w Jezusie Chrystusie dokonało się zbawienie każdego człowieka. Opanowawszy naukę, kulturę, naukę, politykę i religię, dalej bym odczuwał chęć posiadania coraz więcej. Chciałbym, żeby jak najwięcej ludzi brało kredyty, traciło prace, żeby wchodzili w przeróżne nałogi i niszczyli się nawzajem. Złota i całego bogactwa miałbym tyle, że wziąłbym się za inne metody. Pieniądze miałyby wartość nie w złocie, ale w przeróżnych symbolach ojca zła, bo tylko jemu oddawałbym kult za całą moją majętność i bogactwo. Banknoty miałyby wartość umowną a inżynieria finansowa odpowiednio by nimi manipulowała. Zależałoby nam, aby jak najmniej rodziło się nowych ludzi. Ośmieszaliby rodziny wielodzietne i nie okazywaliby im szacunku. Wspierałbym partnerstwo homoseksualistów, gender, wszelkie dewiacje seksualne a rozwodnikom okazywałbym współczucie, a rodzinom nie okazywałbym litości. Z najpiękniejszego daru Boga dla człowieka jakim jest seks, zrobiłbym parodię i zamieniłbym w pornografię w różnych wersjach pożądania i własnego egoizmu. Poprzez różne fundusze wspierałbym promocję wszystkiego tego, co byłoby narzędziem niszczenia rodzin i świętości życia. Starców poprzez brak opieki medycznej szybko bym wyniszczył. Powstałoby do tego czasu kilka piramid. Byłoby nas dziesiątki milionów skażonych i działających pod jednym i wspólnym mianownikiem. Na końcu zabrałbym się za nich, za tych co poszli w te trzy pokusy. Wybudowałbym największe spichlerze, w którym składowałbym zboża i inne naturalne ziarna. A na całym świecie wprowadzałbym modyfikację genetyczną, tak aby jak najwięcej skazić i niszczyć to, co naturalne i pochodzące od Stwórcy. Ludzie zaczęliby jeść sztuczne produkty, karmiliby się żywnością modyfikowaną. Od nich powstawałyby nowe choroby cywilizacyjne i większa liczba zgonów dawałaby mi większe bogactwo i chwałę. Zboże niemodyfikowane genetycznie byłoby cenniejsze niż złoto, ale kto by je miał, poza mną i nielicznymi. Wszystkich bym zachipował, staliby się współczesnymi niewolnikami. Zrobiłbym wiele innych rzeczy, ale nie chcę tutaj pisać, bo o to tu nie chodzi i nie chce poddawać pod myśl kolejne narzędzia zła. Może by zabrakło mi życia na budowanie największej piramidy. Ale co bym przez to osiągnął, poza opanowaniem do perfekcji tych trzech pokus. I wcale Żydem bym nie był. W godzinę mojej śmierci, nikt i nic by mi nie pomogło.  Wszystko bym stracił, bogactwo i władzę, i chwałę, a przede wszystkim życie z Bogiem. Nawet nie pomogłaby ostatnia spowiedź a później piękny mój pogrzeb w orszaku wielu biskupów czy kapłanów, nawet gdybym przekazał część moich dóbr na cele kościelne czy charytatywne. Co bym zyskał, nic, wszystko bym stracił całe swoje życie wieczne. Bo czym jest sto lat życia do wieczności. Kroplą w ocenie?  Osiągnąłbym to, co innym serwowałem za swojego życia ziemskiego – istne piekło.  Piekło to stan wiecznej nieszczęśliwości, to stan bycia niekochanym na zawsze. A któż z nas nie chce być niekochanym?

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,  a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił.
a miłości bym nie miał, byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał.
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,  nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,  nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,  wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,  nie jest jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.
Po części bowiem tylko poznajemy,
po części prorokujemy.
Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe.
Gdy byłem dzieckiem,  mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko,  myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego, co dziecięce.
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
wtedy zaś zobaczymy twarzą w twarz:
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy:
z nich zaś największa jest miłość.  (1Kor 13)

Ten Hymn o miłości Pawła Apostoła jest drogą ku Bogu. Tylko szczera miłość Boga uwalnia człowieka spod wpływu pętli tych trzech pokus. Tak jak miłość zbliża kobietę z mężczyzną, tak jeszcze większa miłość zbliża człowieka do Boga, bo jest bezwarunkowa i bezgraniczna. Dowodem tej miłości Boga jest śmierć i Zmartwychwstanie samego Jezusa – Syna Bożego.

Nie ma nic piękniejszego od miłości! Tylko przez miłość można dojść do prawdy i nie poddać się złemu i tym jego trzem pokusom.

 

Otagowano .Dodaj do zakładek Link.